Już dawno przyzwyczailiśmy się, że współczesna polityka „dzieje się” w mediach. Posłowie przeglądający się w obiektywach kamer, z przysłowiowym już „parciem na szkło”, starają się stosować najbardziej wyszukane metody podsunięte im od speców od PR, żeby zwrócić naszą uwagę, a w konsekwencji poprawić swoją pozycję w sondażach. Warto zwrócić jednak uwagę, że tradycyjny przekaz medialny – poprzez telewizję, radio i prasę – odchodzi powoli (a może nawet nieco szybciej) do lamusa historii.
Dziś każdemu politykowi, który chce się liczyć – a tego absolutnie nie możemy odmówić żadnemu z nich – towarzyszy nieodłącznie smartfon, który pełni rolę podobną do niegdysiejszego okna w pałacach książęcych; smartfon to magiczna różdżka, pozwalająca na szeroki kontakt ze światem, a więc z wyborcami. Kieszonkowy „mini-komputer” zawiera w sobie dwa podstawowe narzędzia, bez których we współczesnej Europie można co najwyżej oscylować gdzieś wokół poparcia rzędu 0. 5% – tj. zainstalowanych aplikacji Facebook i Twitter. Facebook, najpopularniejsza dziś w Polsce i na świecie platforma społecznościowa (ponad 1 mld użytkowników na całym świecie), pozwala na prowadzenie własnej strony – fanpage – dzięki której polityk może dzielić się z wyborcami swoimi przemyśleniami, fotografiami, filmikami, trafiając w ten sposób do bardzo szerokiego grona odbiorców. Swój fanpage posiada każda partia polityczna zasiadająca w parlamencie, oraz – chyba można się pokusić o to odważne stwierdzenie – każdy poseł czy senator. Twitter z kolei to platforma nieco bardziej elitarna (oczywiście ujmując rzecz w pewnej nowoczesnej konwencji) – pozwala na dzielenie się z „followersami” („śledzącymi”) treścią jednorazowych komunikatów, których długość nie może przekraczać 140 znaków.
Ta zasada doprowadziła do wytworzenia się pewnego specyficznego języka komunikacji – ograniczenie wielkości wiadomości sprawia, że słowa i sformułowania należy zapisywać możliwie jak najkrócej. Dziś w Polsce Twitter to podstawa funkcjonowania sceny politycznej – „ćwierkają” ci z prawa i ci z lewa, „ćwierkają” także dziennikarze (z politykami i między sobą). Symbolem „tweetującej” polityki w naszym kraju stał się minister Radosław Sikorski, wzbudzając często ironiczne komentarze internautów, kiedy w ich opinii nazbyt często korzystał z portali społecznościowych podczas ważnych szczytów międzynarodowych.
Ale cóż można mu zarzucać – smartfon, a z nim portale społecznościowe tj. Twitter czy Facebook to, chcąc nie chcąc, filary dzisiejszej szerokiej komunikacji międzyludzkiej. Wypierają telewizję czy prasę, już nie mówiąc o plakatach i ulotkach, choć i te z pewnością jeszcze długo przed kolejnymi wyborami będą stałym elementem polskiego krajobrazu. Niestety?
Tekst powstał przy współpracy z Applehome – Serwisem urządzeń Apple na Warszawskiej Woli